Autor |
Wiadomość |
Schlampe |
|
|
Anha25 |
|
|
Inphatuated-mizzsayy |
|
|
Aberterhader |
|
|
Joye |
|
|
G-string |
|
|
Gość |
|
|
Anence32 |
|
|
Mojoted |
|
|
Er1 |
|
|
Yoh Asakura |
Wysłany: Nie 18:18, 29 Sty 2006 Temat postu: |
|
BRAWO to jest swietne |
|
|
Ameka |
Wysłany: Nie 17:38, 29 Sty 2006 Temat postu: |
|
buu... mam dobry humor to dam długiego nexta. Ale poszę skomentujcie mi to XD...
(na fire beyblade nie ma już tych części [chyba że czytalaś gdzieś indziej XD])
***
Słonce dawno już zaszło. Teraz nad na niebie królowała czerń z srebrną koroną księżyca. Świetliki tańczyły nocny taniec, delikatnie rozświetlając gęsty las. Drzewa rzucały przedziwne cienie. Liście szeleściły delikatnie, dodając smaku i magii i tak już temu niezwykłemu miejscu. Dwie sowy wykłócały się o coś zawzięcie na gałęzi dębu. Nietoperze wyruszały na łowy. Ale on nie zauważał tego piękna. Szedł niszcząc hojne dary matki Ziemi.
Nie przejmował się znienawidzonymi spojrzeniami zwierząt. Zimno przeszywało jego nagie ramiona . W szkarłatnych oczach dostrzegalna był jedynie nienawiść i złość. W końcu doszedł na miejsce . Była to chłodna jaskinia. Zanurzył się w jej mroku. Doszedł mniej więcej do środka groty. Wyciągnął Czerwony dysk. Po chwili, płonący Bleyd rozjaśnił jaskinie.
Dzięki temu , chłopak mógł znaleźć wąski szyb. Schodził po śliskiej powierzchni , aż jego stopy natrafiły na prosty grunt. Znajdował się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Z ścian zwisały srebrne pajęczyny. Na ogromnych jak drzewa grzybach, leżały ludzkie szczątki.
Podszedł do pajęczego ołtarza. Był cały pokryty krwią.
- Chyba się spóźniłem… ona mnie zabije.
***
- Świetnie! Dobra robota! Przyjdź za tydzień, poznasz resztę zespołu.
- Nie wiem czy będę mogła. Ale spróbuje.
Gdy wyszła na dwór, uderzyło ją straszne zimno. Okryła się szczelniej kurtką i ruszyła w stronę mieszkania, w którym zatrzymała się z drużyną. Postanowiła skrócić sobie drogę idąc przez park ,a nie na około. Było sporo po północy. Mijała pijaków śpiących na ławkach. Kątem oka zauważyła jakiś ruch po lewej stronie. Błyskawicznie odwróciła się i zaczęła biec w tamtą stronę, sama nie wiedziała dlaczego. Po około pięciu minutach szaleńczego biegu dostrzegła postać, zmierzającą do opuszczonego domu. Przyspieszyła kroku. Przy frontowych drzwiach zaczęła się skradać. Uchyliła lekko stare, dębowe drzwi, które lekko zaskrzypiały.
Widać było , że od lat nikt tu nie był. Z ścian i sufitu zwisały stare gęste pajęczyny. Po kamiennej podłodze co chwila przebiegały szczury i jakieś obślizgłe robale.
Smród stęchlizny i zwłok uderzył w jej wrażliwe nozdrza.
„ znowu…”. W cały dom przykrywała gruba warstwa kurzu. Odgarnęła ręką (Fe- dop. Elodja) grubą warstwę pajęczyn , kurzu i zdechłych pająków. Przed jej oczyma ukazały się niemalże nowe drzwi. Bardzo ją to zdziwiło biorąc pod uwagę starość tego domu i warstwę kurzu. Pchnęła je. Za nimi znajdowały się metalowe schody. Zeszła najciszej jak się dało. Na dole, na drewnianej czystej (!) posadzce położony został czerwony dywan. Przy ścianie po lewej stała czarna biblioteczka . Po prawej czerwony kominek z trzeszczącym wesoło ogniem.
Ale ją bardziej interesowało piękne sosnowe biurko. Zaczęła przeglądać szuflady. Z jednej wyciągnęła oprawioną w czarną skórę księgę. Otworzyła na ostatniej stronie.
Słowa mówiły mniej więcej tak:
… I minie lat trzynaście zanim na nowo otworzą się ludzkie serca na wołania bogów zamknięte. Wtedy szatan otworzy im umysły i wybierze piątkę tych którzy przywrócą dawny porządek. Zagubione rasy znów poczną chodzić drogą istnienia. Te złe do swej ciemności wraz z tą co sam szatan wyzwał. Towarzyszyć jej będzie jej wierny przyjaciel z przeszłego
życia. Rasy światła i dobra prowadzone zostaną przez bogów wybrankę. Neutralni zaś strażniczkę równowagi odprowadzać będą. Tego dnia gdy zasłona przyszłości po raz kolejny rozsunie się całkowicie. Być może stanie się to za twoich dni ,może nie. Ale ja jedno wiem, gdy pisałam te słowa to szatan mną kierował. Jeśli je czytasz oznacza to ,że będziesz, w tym czy innym życiu, świadkiem podziału i przywrócenia. Gdy będziesz wystarczająco silna przetrwasz. Kto wie może nawet jesteś jedną z tych wybranych. Nie wierz iluzją, odgarniaj je i zauważ prawdziwą magię, która przed laty została uwięziona. Każda z ras , a było ich tysiące. Miała swojego ducha/ bestie / demona / bożka itd. Który „opiekował” się ich cywilizacją. Niestety tylko najsilniejsze z ras były wstanie przetrwać wojnę światów…
dalszy tekst został wyrwany. Najwidoczniej ktoś nie chciał aby te informacje trafiły w niepowołane ręce. Wzięła ze sobą książkę i biegiem wróciła do mieszkania.
***
W tym samym czasie pewien mężczyzna przyglądał się biegnącej dziewczynie. Uśmiech wykrzywił jego pokrytą blinami szpetną twarz. Na jego , okrytym czarnym płaszczem, ramieniu przysiadł czarny kruk bez oczu. Tak Shauni idź i zanieś tą „dobrą” nowinę całemu światu. Szkoda ,że twoja poprzedniczka nie była taka chętna do współpracy…
***
- Kai. Proszę pospiesz się ! co ty robisz w tej łazience?! – jak na zawołanie drzwi się otworzyły. A w nich stanął Kai w samym ręczniku. Taysonowi na moment odebrało oddech. Krople wody spływały po nagim torsie chłopaka. Japończyk spojrzał z mocno czerwonymi policzkami na piekne oczy swojego kapitana.
- ee…
- Czego chcesz? Przez dobre pięć minut dobijałeś się do drzwi, więc mów o co Ci chodzi.
- Em… ja chciałem się załatwić.
- Dobra byle szybko., bo nie uśmiecha mi się stanie przez pół godziny w samym ręczniku na korytarzu.
- ee…- czerwień na jego policzkach mogła równać się z czerwienią oczu Rosjanina. – pośpieszę się.
- mam nadzieję. – kiedy Tyson załatwił już swoją potrzebę wyszedł z łazienki usilnie starając się nie patrzeć na prawie nagiego Rosjanina , który stał oparty o ścianie tuż przy drzwiach.
- Mogłeś bardziej się pospieszyć. Ale nic nie szkodzi, ważne że już wyszedłeś.
- um . e Kai?
- Co?
- nie nic.
***
- Mariam! Gdzieś ty do cholery byłaś! Wiesz jak się martwiliśmy!
- Ozuma daj jej spokój nie jest małą dziewczynką, wie co ma robić. Lepiej powiedz jej kto mieszka obok nas.
- No właśnie Mariam! Nigdy nie zgadniesz!
- Hm. A mogę spróbować?
- A próbuj Se ile chcesz!
- hmm czy to ta dawna drużyna Kaia..?
- Nienawidze jej. Skąd ona to wszystko wie!!
***
Czwórka chłopców siedziała przy kuchennym stole spożywając
śniadanie. Jesienne słońce powoli wyłaniało się znad horyzontu.
Złote liście, zerwane przez zimny wiatr, przeleciały obok okna.
Delikatne promienie brutalnie wtargnęły do ciemnej kuchni,
oślepiając chłopaków. Kamienną ciszę przeciął dźwięk dzwoniącego
telefonu. Tala leniwie podniósł się z krzesła i poszedł go
odebrać. Reszta drużyny postanowiła w tym czasie, skoro cisza
została już naruszona, nawiązać konwersację. Rozmawiali o
wszystkim, co im przyszło na myśl .W końcu zaczęli dyskutować o
ostatnich morderstwach.
W tle towarzyszyła im ożywiona rozmowa Tali z osobą po drugiej
stronie.
- Chłopaki! Dzwonił Kai.
- Serio? I co chciał?
- Pytał się czy mamy wolny wieczór. - na ustach chłopaków pojawił
się identyczny psotliwy uśmiech.
- A ty odpowiedziałeś?
- Jasne.
***
W tym samym czasie, pewna brązowowłosa dziewczyna, biegła w
pośpiechu do szkoły. Wbiegła do klasy równo z dzwonkiem. Rzuciła
Tysonowi wściekłe spojrzenie i z dumą usiadła na swoim miejscu.
- Przepraszam za spóźnienie, ale budzik mi nie zadzwonił.
- Nic się nie stało Hilary.
- Tyson przysięgam ci, jeszcze raz zrobisz coś takiego, a nie
odpowiadam za siebie.
- ,<glup>
***
- Rany, ale nudno.
- Cicho, bo zacznie nam opowiadać o tym, jacy my to jesteśmy głupi
i nieodpowiedzialni. Joseph i Mariam słuchali wywodów swojego
kapitana..
W tym samym czasie Dunga szykował się do wyjścia. Umówił się z
Hilary na korepetycje.
- O Dunga, idziesz na randke z Hilary?
- Zamknij się Mariam!! To nie żadna randka!
- Jasne. Umawiasz się z dziewczyną w restauracji, bierzesz kwiaty
i wyglądasz jak dziadek Kaia.
- Co!! Jak ten stary ziemniak?!
- Skoro to nie randka, to po co się przejmujesz?
***
Złote dary jesieni starały się puszystym dywanem zakryć
cierpienie ziemi i tych, co w niej pochowani zostali. Pędzące
samochody rozchlapywały zgromadzoną w kałuży wodę. Brudne gołębie
wydziobywały malutkie okruchy z błota. Życie przemijało im przed
oczyma w zawrotnym tempie. Czarnowłosy szedł mokrymi uliczkami
miasta przemaczając buty. Jego związana w koci ogon kitka
delikatnie chłonęła oczyszczającą magię deszczu. Nogi zaprowadziły
go przed stary dom. Pchnął spróchniałe drzwi, które zaskrzypiały
leniwie. Fala kurzu uderzyła go brutalnie w twarz, na chwile
odbierając dech.
Ślizgał się na brudnej podłodze. Raz stracił równowagę.
Jego lot zakończyły dębowe drzwi, na które wpadł z głośnym łoskotem.
Trzymając się za bolący nos, wszedł do pomieszczenia. Gdy
wszedł, pierwszą rzeczą, którą zauważył, był ogromny obraz. Niby nic
w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że na nim widniał portret Mariam.
Dziewczyna stała na lecącym feniksie, z uniesioną ręką, w której
dzierżyła miecz. Ubrana była w czarną krótką spódniczkę i bluzkę
na naramkach odkrywającą brzuch. Patrzyła z wyższością. Nie
wiedząc czemu, zaczął uciekać. Biegł tak w szaleńczym tempie, aż
dotarł do parku. Usiadł na mokrej trawie. Serce biło mu jak
oszalałe. Przed oczami wciąż miał ten straszny widok. Gdy uspokoił
się trochę, zaczął zbierać się z powrotem. Nad głową przeleciał mu
czarny kruk. Patrzył w zamyśleniu na oddalającą się powietrzną
istotę.
***
Ian siedział na ławce w centrum ,czekając na
swojego przyjaciela Josepha. Na kolanach trzymał malutką
kotkę, Ane.
Owa istotka miała szarą , lśniącą sierść i czarną obróżkę ze złotym
dzwoneczkiem. Miauknęła słodko kładąc swoją malutką łapkę na
wielki kinol swojego pana. Dostał ją od Spencera na dziesiąte
urodziny. Tak. To były cudowne urodziny. Od Kaia dostałem łyżwy,
to jego pasja; od Tali aparat i album z naszymi najlepszymi
zdjęciami, od Briana nowe gogle. Do dzisiaj je mam.
***
- Kai! Zaczekaj na mnie gdzie idziesz ? – Tyson biegł za swoim kapitanem.
- Oh! Tyson właśnie ciebie szukałem. Zawołaj resztę spotkamy się w parku. – To powiedziawszy wyszedł. Na dworze panował przeraźliwy chłód było trochę po północy. Chłopacy szli powoli przez opustoszałe uliczki miasta. Wiatr świszczał im w uszach. Z oddali dobiegało jakby szlochanie. Mimo to chłopcy nie zatrzymywali się. W końcu Kai po raz pierwszy „zaprosił” ich na swój „spacerek”. Kiedy doszli na miejsce, pierwszą rzeczą jaką zobaczyli była grupka dziwnie wyglądających ludzi. Wśród nich był Kai.
- o jesteście wreszcie! Czekaliśmy na was…- Z cienia wyszła różowowłosa dziewczyna. Miała czerwone szkła (?) kontaktowe, Czarną szeroką spódnicę z poszarpaną czerwoną siatką. Powieki miała pomalowane czerwonym cieniem, a rzęsy bardzo mocnym czarnym tuszem, który spłynął jej delikatnie po polikach. Biały puder i mocno czerwona szminka do tego dawała przerażający widok. Na nogach miała czarne glany pod kolana. Podeszła do nich i uścisnęła dłoń Tysona. Wtedy chłopcy zauważyli ogromnie długie paznokcie pomalowane czarnym lakierem. Miała bardzo mocny uścisk.
- Mówią na mnie Morton .Jestem siostrą Kaia. Ten chłopak po lewej to Horton [ heh. Ten kto czytał mój poprzedni ff to chyba wie co się święci XD] . Morton wskazała na chłopaka w zielonej skórzanej kurtce. Miał rozczochrane krótkie brązowe włosy i zielone gogle na nich, na szyi zawiązaną miał zieloną apaszkę z czerwoną czaszką. Brązowe bojówki i glany.
- obok niego stoi Ne [oj wiecie ,wiecie… hehe] – Tym razem była to dziewczyna. Miała czarne krótkie, proste włosy, zero makijażu. Nad złotymi oczyma miała zawiązaną czarną opaskę z czerwonym pająkiem. Ne ubrana była w krótką spódniczkę z zotym paskiem i bluzkę bez ramiączek ( czarną) oraz glany ( czarne) na prawym udzie był pasek z sztyletem. Posłała chłopakom mordercze spojrzenie.
- dalej. Kassara i Ameka ( ich nie chce mi się opisywać , wybaczcie) oraz Motilo. A tą ostatnią chyba znacie… - za Kaia wyszła Mariam. Spojrzała znudzonym wzrokiem na taysona i resztę. patrzyła na nich z całkowitym znudzeniem i obrzydzeniem.
- Kai, kończmy to szybko. Dobrze wiesz ile kosztowały nas przygotowania.
- Spokojnie. Wbrew pozorom nie musimy się spieszyć. Nie uciekną nam.
- Masz racje Enteri ale …
- Nie przejmuj się w końcu są nam potrzebni.
- Emilii też była! ale z nią się tak nie cackałeś!
- bo było ich więcej , a torturowanie ich było by bardzo meczące.
- Ale…
- Po za tym . To nie ona była mi potrzebna ale, jej amulet.
- To po co była ta reszta!?
- Nie miałem pewności która to była…a nie chciało mi się szukać.
Chłopacy popatrzyli sobie ze zdumieniem „ To Kai odpowiadał za te morderstwa?!” nie mogli w to uwierzyć. Stali tak na mrozie patrząc to jeden na drugiego, szukając jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia ale żadne nie przychodziło im na myśl.
- nie marudźcie. Mariam masz to?
- Tak. Ozuma był co prawda troszkę oporny ale udało mi się zdobyć serce Khrsaruy.
- Zabiłaś go?
- nie… wiesz jeśl byśmy wszystkich wybili to po tym … było by troszkę nudno…
[ brakowałoby mi postaci :p]
- Zaprowadźmy ich do siedziby gildii.
- Morton, poczekaj nie ma co się śpieszyć.
- Kai…
- no dobra , uśpij ich.
Dziewczyna podeszła do Tysona i położyła mu dłoń na czole. Zaczęła szeptać nuty zaklęcia.
Po chwili chłopaków ogarnęła przecudna cisza i spokój. Ich ciała upadły na ziemie. Wiatr zawiał po raz kolejny znów nosząc ze sobą ostrzegawczy szloch.
***
Kai popchnął mocno żelazne drzwi i zamaszystym krokiem wtargnął do twierdzy skrytobójców. Wszystkie głowy natychmiast skierowały się w jego stronę.
- Przygotować Kaplice Krwi – Jego usta wykrzywił okrutny uśmiech. Pokój zalała salwa okrutnego śmiechu.
***
Tala przyglądał się temu z boku. Nie za bardzo lubił plamić sobie ręce krwią. To należy do Kaia… spojrzał na niego. Taki dumny z wierzchu ,a zarazem tak kruchy i delikatny w środku…
- Jak chleb co Tala?
- Ian, Joseph ile razy mam wam powtarzać abyście ni szperali mi w umyśle!!
- Tala przecież wiesz , że na tą dwójkę nie ma sposobu…
- Spencer… nie prowokuj mnie… |
|
|
Ameka |
Wysłany: Pią 22:11, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
Dobrze że tam się dobrałaś a nie... ekhem ok pbęde dawać szybko części bo mam zapasy na składzie . umawiamy sie dwa komentarze notka? ok??
no więc next...
Mrok puszczy przerażał i jednocześnie zachwycał ją. Gdzieś z boku usłyszała delikatny szelest. Cichy szept natury wołał ją do wspólnej podróży w głąb lasu. Szła prowadzona przez lalkarza. Prowadzona jak marionetka. Była tylko pionkiem w grze prawdziwych graczy. Nie akceptowała tego. Chciała zerwać się z sznurków sterujących każdym jej ruchem . Decydujących o każdym jej następnym dniu. Pragnęła znów poczuć się wolna, ale nie mogła. Tak jak żołnierz na polu walki nie powinien martwic się o swoje życie gdy na jego barkach spoczywa los tysięcy niewinnych istot. Ale czy aby na pewno niewinnych? Czy oni nie raz przeklinali swój kraj, swoje pochodzenie? Pragnąc być kimś innym? To bóg ich stworzył dając im osobowość i wolna wole. Wielu z nas nie potrafiło i nadal nie potrafi docenić tego.
Przez to nie jesteśmy przygotowani na nadchodzącą zgubę ludzkiego istnienia. Uważamy się za panów świata., ale tak naprawdę poza nami są jeszcze znaczniej inteligentne i bezlitosne rasy… Rasy o których istnieniu nie mamy pojęcia. Mam wrażenie, że uda nam się zrozumieć to dopiero gdy Milczący Władca przyjdzie znów zabrać nas do królestwa życia i śmierci.
Szła dalej, upadłe liście szeleściły pod jej stopami , światło księżyca delikatnie przenikało przez korony drzew, migocąc w jej włosach. Po pewnym czasie dotarła do odkrytej polany w sercu lasu. Na jej środku znajdował się kamienny ołtarz. Wkoło rozrzucone zostały czerwone nici . Na ołtarzu położony został srebrny sztylet. Podniosła go na wysokość oczu. Był doskonale wyważony, machnęła nim jeden , drugi raz. Z boku zauważyła rudą wiewiórkę, zanim się zorientowała już trzymała ją z przebitą piersią za ogon ,nad ołtarzem. Krople szkarłatnej krwi spływały leniwie na ołtarz. Nagle cały świat zawirował, po tym nastąpił oślepiający błysk, upuściła wiewiórkę. Gdy wróciły jej zmysły wiewiórki już nie było , nawet ślady krwi zniknęły. Spojrzała jeszcze raz na ceremonialny sztylet i bez chwili wąchania wbiła sobie go w serce. - Aaa!!- Pierwszą rzeczą jaką zauważyła było to , że leżała w swoim łóżku , a drugą zaniepokojone twarze przyjaciół.
- Mariam! Obudziłaś się wreszcie!
- Tak się martwiliśmy!
- Chłopacy, nic mi nie jest… Co się stało?
- Zemdlałaś.
- Och. W takim razie powinnam wypoczywać nie?
***
- Ian! Poczekaj na mnie! – Czerwono włosy chłopak gonił swojego kolegę, przedzierając się przez spory tłum.
- Tala. Czy ty zawsze musisz się tak wlec?! Brian i Spencer już dawno są na miejscu tylko my jak zwykle się spóźniamy !
- Oj nie marudź już tak. Tak naprawdę nie śpieszy ci się do Spencera tylko do swojego, ukochanego Josepha. – Tryumfalny uśmiech zagościł na ustach Tali.
***
- Mistrzu! On nie jest jeszcze gotowy! – Czerwono włosy patrzył z rozpaczą na stojącą przed nim postać.
- On nie ma już wyboru…
- Widział pan przecież jak …
- Doskonale wywiązał się z poleconego mu zadania. A to że jeszcze nie do końca przystosował się do nowej roli…
- ale…
***
Kolejny zachód słońca, ta sama tafla jeziora. Ten sam znak na ramieniu.
- Guenhwyvar , przyjdź mój cieniu. (musiałam, po prostu musiałam)
Z lasu wyłoniła się piękna czarna pantera. Jej bystre oczy uważnie obserwowały otoczenie.
- Guen. Spójrz gdzieś tam, wybuchają wulkany, toczą się wojny , ktoś umiera i rodzi się właśnie w tej sekundzie mógłby skończyć się świat, ale… nie on ciągle trwa wciąż czekając na wieczny spoczynek. Mógłby skończyć się w tej chwili, a my nie zdalibyśmy sobie z tego sprawy… Wiesz dlaczego? To proste ludzie źle rozumieją pojęcie śmierci i końca świata, przecież to, to samo. Czyż z życiem nie kończy się świat? – Pantera spojrzała ze zrozumieniem na swojego pana. Wiatr po raz kolejny zawiał niosąc ze sobą krzyki potępieńczych dusz.
- Ech Guen. Pora się zbierać. Jeszcze moi „przyjaciele” zaczną się „martwić” . Ech.
No dobra chce zdążyć na chińszczyznę Ray’a.
***
Schauni. Chcesz zerwać się z sznurków, ale wiedz , że gdy to zrobisz zaczniesz spadać,
Będziesz lecieć w dół , być może… Pomoże Ci ktoś. Ale potem zwiąże linami. Zabierze nawet myśli i słowa , zamknie ci serce i dusze. Nic na to nie poradzisz. Może kiedyś lalkarz postanowi cię ożywić …
***
- Mariam masz odpoczywać , a nie łazić do jakiegoś niewidomego grajka poznanego w parku!
- O rety Ozuma ile można słuchać twojego zawodzenia nic mi nie będzie…
- Mariam! Wracaj tu ale to już!
***
- Och witaj! Wejdź !
Motilo mieszkał w mieszkaniu na ósmym piętrze. Weszli do salonu.
Na drewnianej podłodze położony został włochaty , bialutki dywanik, na którym stał czarny stolik. Miał czarną kanapę z narzuconym na nią białym kocem w czarne, krowie łatki. Na ścianie wisiały najrozmaitsze dyplomy. Obok biało – czarnej biblioteczki stał telewizor. Na oknie powieszone zostały czarne firanki. Na stoliku stał biały wazon z czerwonymi różami.
- Yy . Motilo mam pytanie. Sam dekorowałeś wnętrze?
- Tak. A co? Nie podoba ci się?
- Nie jest bardzo ładne. Tylko kiedy się spotkaliśmy…
- Nie jestem niewidomy. To szkła kontaktowe, tak zniekształcają ich wygląd.
- Oh. W takim razie wybacz. Czy mógłbyś powiedzieć mi w czym chcesz mojej pomocy?
- W naszym mieście organizują koncert charytatywny. Potrzebujemy osoby która zaśpiewała by kilka piosenek, a tak poza tym zakładam zespół i chciałbym abyś w nim była.
- um. Zgoda. Czemu nie?
- To świetnie! |
|
|
Gabryshia |
Wysłany: Pią 21:17, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
Się doczekać nie mogłam! xDDD |
|
|
Ameka |
Wysłany: Pią 19:40, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
weszłaś na fire beyblade?? XDD, nie ładnie tak oszukiwać XDD he he |
|
|